poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Porodówka - horror modowy!

Zainspirowałam się postem Nissiax83 pt "ogarnij się" klik.
Czytając Jej post przypomniałam sobie parę traumatycznych widoków, których byłam świadkiem w ciąży i stwierdziłam, że może warto uświadomić wszystkim kobietom, że aby dobrze wyglądać nie trzeba bardzo dużo.
Zacznę od porodówki, czyli miejsca gdzie ciężarówki mieszają się ze zmęczonymi porodem i Matkami Polkami Męczennicami zmęczonymi życiem.
Niezbyt często widywałam kobiety po porodzie, dlatego nie do końca wiedziałam co mnie czeka w szpitalu. Z natury nie lubię być oglądana w pidżamie, z przetłuszczonymi włosami i męczeniem wypisanym na twarzy, dlatego do porodu szykowałam się również pod względem wyglądu. W ostatnich tygodniach ciąży dowiedziałam się, że będę mieć cesarskie cięcie, znałam datę więc szykowałam się na sądny dzień. Niestety nie wszystko poszło po Naszej myśli i poród zaczął się dużo wcześniej, ale plan minimum w kwestii zadbania o wygląd zdołałam wykonać.
Wspomnianym planem minimum było:
- uzupełnienie rzęs ( przedłużałam je od kilku miesięcy)
- pedicure bez malowania paznokci
- manicure
- depilacja bikini
Chciałam w szpitalu czuć się komfortowo, wyglądać ładnie i wprawiać w osłupienie odwiedzających mnie członków rodziny ;)
Do walizki szpitalnej spakowałam koszulę nocną, klapki pod prysznic, Crocsy do spacerów po szpitalu, spodnie dresowe, sportowy stanik, t-shirt, bluzę, kosmetyki, ręcznik z mikrofibry...itp
Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam gdy odzyskałam czucie w nogach, był prysznic, porządny z dokładnym myciem głowy czyli próbą relaksu na sali szpitalnej. Z łóżka wstałam po jakichś 7 godzinach od CC - bolało ale chęć kąpieli była silniejsza. Następnego dnia rano, czyli po 3 godzinach od pierwszej kąpieli po raz kolejny byłam pod prysznicem, wskoczyłam w dresik i oczekiwałam na śniadanie i Bobasa.
Wydawać by się mogło, że robi tak każda kobieta.
Nic bardziej mylnego!
Nad ranem przywieziono mi na salę Matkę Polkę Męczennicę - po CC tak jak ja. Owa MPM nie była pod prysznicem przez dwie doby, a w celu zabicia brzydkiego zapachu stosowała antyperspirant i lakier do włosów. Pomyślałam - Cóż, trafiłam na brudasa.
Niestety epidemia brudu opanowała porodówkę. Na innych salach również znajdowałam MPM, jedne myjące się częściej inne rzadziej, jednak wszystkie snujące się po korytarzach w szlafrokach i ciapciach, z minami kobiet maltretowanych.
Byłam przerażona i załamana....
Dlaczego kobiety nie dbają o siebie? Dlaczego udają, że jest aż tak źle? Czemu higiena po porodzie jest tak trudna? Dlaczego przebranie się w dres w ciągu dnia dziwiło wszystkich - również lekarzy i położne?
Dlatego proszę Was wszystkie ciężarówki - zabierzcie na porodówkę czyste ubrania, dres, jakieś kosmetyki do szybkiego makijażu. Wyglądając ładnie chyba każda z Nas czuje się lepiej.
Pobyt na porodówce spowodował, że postanowiłam nie dawać sobie forów po porodzie i że nawet w domu będę wyglądać atrakcyjnie, a w chwilach słabości przyzwoicie i schludnie.

Krzesełka do karmienia

Stanęłam przed dość trudnym wyborem - zakup krzesełka do karmienia. Niby jeszcze mamy czas...ale....
Jak zawsze w pierwszej kolejności zerknęłam na Stokke - Trip Trap. Jednak przez ustawiczne problemy z wózkiem i jego reklamacją obawiam się, że krzesło też może się zepsuć. Z drugiej strony przecież w krześle niewiele może się zepsuć ;)
Trip Trap przekonuje mnie do siebie długoletnią tradycją wykonywania tych krzeseł, kolorystyką i możliwością użytkowania przez lata.
Alternatywą wydają się być krzesełka Baby Dan . Nie mam jednak zdania na temat tej firmy =/ Nie chciałabym żeby krzesło rozpadło się i poszło w odstawkę po roku czasu.
Z racji częstych podróży szukałam również krzesełka składanego i natrafiłam na krzesło firmy hiszpańskiej Eat. Lekkie, poręczne i łatwo je składać....
Tylko pomoc w wyborze potrzebna =/

Stokke dobre na wszystko!

Kolejny raz pokochaliśmy Stokke gdy Bobas postanowił wbrew wszelkim konwenansom skończyć z drzemkami w ciągu dnia. Ile czasu można rozmawiać w łóżeczku z Żyrafą Gigi? Albo z mamą? Skoro tyle fascynujących rzeczy jest np na półce z książkami. Bobas postanowił zwiedzać, a kręgosłup matki szukał dobrego rozwiązania.
Poszukiwania nosidła ograniczyłam do tych ergonomicznych. W grę wchodziło BabyBjorn i Stokke. Zależało mi na tym żeby można było z niego korzystać przez dłuższy czas, czyli nosić dziecko również na plecach. Dodatkowo z racji zbliżających się wakacji chciałam żeby nie było zbyt ciężkie i żeby "oddychało". Wybrałam Stokke My Carrier Cool.
Jest lekkie i wykonane z oddychającej tkaniny. Możemy go używać od pierwszych dni, kiedy nosimy dziecko brzuch do brzucha. Gdy jesteśmy na etapie zwiedzania zmieniamy ustawienie Bobasa i nosimy go plecami do naszego brzucha. Kiedy Bobas jest prawie dorosły nosimy Go na plecach. A gdy zaśnie podczas wycieczki zapinamy taki specjalny kapturek, żeby głowa miała oparcie.
Bioderka dziecka są ustawione w pozycji Happy Hips czyli wspomagającej prawidłowy rozwój.
Korzystamy z nosidła każdego dnia. Mój kręgosłup je kocha - chyba kocha wszystkie produkty Stokke ;) Bobas też je uwielbia.
Minusy:
- kolor - chyba następnym razem wybiorę czarny.

3 i pół

Bobas skończył 3 i pół miesiąca. Jego osiągnięcia dla mnie są zdumiewające. Potrafi przespać 7 godzin w nocy - tak! o 6 nad ranem zaczyna prowadzić rozmowy łóżeczkowe z Żyrafą. Nie chwyta jeszcze ale perfekcyjnie potrafi trafiać rączką do buzi. Baaa! Potrafi nawet włożyć rączkę po sam nadgarstek!
Ciągle trwają próby przewracania się na brzuszek - najpierw nóżki podciąga do brzucha, później przewrót na boczek i po chwili namysłu próba przewrócenia na brzuch - nie zawsze udana. Jak już się uda położyć na brzuchu to sprytnie opierając głowę o koc podnosi pupę do góry.
Kolejne umiejętności dotyczą kontaktów międzyludzkich - głośny śmiech i pisk radości.
Z nieco zaskakujących czynności - plucie i ślinienie się po pas.
Już nie mogę się doczekać pełzania i raczkowania =D

poniedziałek, 21 lipca 2014

Czy Volvo Bobasa może się popsuć? Czyli o przygodzie ze Stokke.

Jak już raz pisałam, zakochałam się w wózku Stokke Xplory. Jest taki jaki powinien być. Pisałam również, że po niespełna dwóch miesiącach musiałam go reklamować, bo tylne koła ósemkowały i blokował się mechanizm rączki.
Wózek odebrałam - rozczarowana, gdyż został naprawiony, a nie wymieniony na nowy stelaż, co wydawał mi się dość dziwnie w przypadku tak drogiego wózka.
Z racji przeprowadzki na spacer udaliśmy się może raz więc wydawało Nam się, że jest już sprawny. Kolejne rozczarowanie przyszło dość szybko. Po pięciu dniach od odebrania "naprawionego wózka" podczas spaceru usłyszeliśmy tarcie dochodzące z kół. Zgłosiliśmy ten fakt do serwisu i za radą pracownika chcieliśmy oczyścić koła z zabrudzeń, których nie udało Nam się znaleźć, ale nie ma się co dziwić skoro spacery odbywają się teraz w cywilizowanych warunkach - po równej kostce lub alejkach asfaltowych w parku. O tym, że zabrudzeń nie ma również poinformowaliśmy. Tarcie stawało się uciążliwe. Będąc w sklepie z wózkami Stokke, zapytaliśmy pracowników co może być przyczyną. Mili Panowe sprawdzili koła - z zaskoczeniem stwierdzając, że nie widzą przyczyny tarcia. Spróbowali nawet zamienić koło na nowe, ale po jakichś 20 minutach ponownie pojawiło się irytujące tarcie.
Ponownie zgłosiliśmy sprawę i teraz czekamy na stelaż zastępczy.
Szczerze przyznam, że jest to dla mnie bardzo nietypowa sytuacja. Wózek, który jest uznawany za niezawodny, psuje się dwa razy pod rząd. Gdybym użytkowała do w warunkach ekstremalnych - jeździła po górach bądź wciągała po schodach, tak jak sugeruje producent, to pewnie nie dziwiłyby mnie usterki. Jednak od naprawy wózek stoi sobie grzecznie w oczekiwaniu na kolejny spacer....możliwe, że dlatego się zbuntował i popsuł ;)
Irytujący jest również fakt, że powraca problem składania wózka.
Jednak najbardziej wyprowadza mnie z równowagi podejście firmy - po dwóch miesiącach użytkowania wózek jest naprawiany i psuje się po 5 dniach od odbioru. A ja muszę czekać cierpliwie na stelaż zastępczy i do tego czasu ograniczać spacery pomimo pięknej pogody.
Na dobrą sprawę od 16 lipca nie wychodzimy na spacery, bo boję się że odpadnie koło albo stelaż rozpadnie się na części.
Dlatego właśnie zastanawiam się czy nadal jestem tak entuzjastycznie nastawiona do tego wózka...
Może trafiłam na jakiś felerny egzemplarz...może...a może każdy wózek Stokke taki jest...?
Może to kolejny bubel?
Zobaczymy.

piątek, 18 lipca 2014

Słoiczek i łyżeczka

Matką Polką to ja nie jestem...Każdą czynność związaną z Bobasem staram się sobie uprościć jak tylko się da. W tym oto miejscu przychodzi czas na marchewkę.
Nie wyobrażacie sobie nawet jak długo głowiłam się nad tym jak opanować trzymanie słoiczka, łyżeczki i wycieranie buzi Bobasa jednocześnie. Te czynności były dla mnie niewykonalne i byłam pełna podziwu dla Matek Polek, które sprawnie dokonują karmienia.
Pocieszające jest, że nie byłam sama jeśli chodzi o trudności logistyczne związane z karmieniem. Otóż firma Boon pomyślała za takie Matki jak ja i stworzyła łyżeczko - słoiczek.
Cała forma jest prosta. Mamy łyżeczkę z pojemnikiem do którego pakujemy marchewkę bądź inne papki, ściskamy, papka pojawia się na łyżeczce i finito. Nic prostszego.
Łyżeczka łatwo się myje - chociaż marchewka odcisnęła na niej karotenowe piętno, można zabrać papkę na spacer z Bobasem - wystarczy zasłonić łyżeczkę dołączoną nakładka i w drogę.
Cena? Dużo jak na łyżeczkę ok 40 zł. Ja swoją kupiłam w sklepie Adaboo. 

wtorek, 15 lipca 2014

o ciąży słów kilka - trymestr pierwszy

Ciąża zaskoczeniem dla mnie nie była. Była to świadoma decyzja związana ściśle z monitorowaniem cyklu. Jednak sam pozytywny test wywołał u mnie mieszane uczucia. Obawiałam się, czy zacznie się prawidłowo rozwijać, czy donoszę, czy jest tylko jedno, a z drugiej strony nareszcie wiedziałam dlaczego mimo ćwiczeń urósł mi biust i wiecznie mnie mdliło.
Przez cały czas trwania ciąży byłam zaprzeczeniem wszystkich biednych przyszłych matek, które ciągle narzekają i wolno im wszystko.
-Wymioty-
W pierwszym trymestrze nie udało mi się uniknąć mdłości, wymiotów i jadłowstrętu. Ale wyszłam z założenia, że na wszystko jest metoda. Starałam się jeść małe porcje co 2-3 godziny, żeby nie dopuścić do mdłości i wymiotów. Gdy wymioty zawitały - brałam leki. Jadłowstręt był wypadkową dwóch poprzednio wspomnianych dolegliwości, więc wystarczyło zwalczać je i pracować.
-Zachcianki-
Co do słynnych zachcianek, chyba kobiety troszkę przesadzają. Rozumiem, że jest ochota na inne smaki, ale żeby od razu cały tort?? Wydaje mi się, że ilość zjadanych pokarmów i ich rodzaj oraz samo folgowanie sobie wynika ze złych nawyków żywieniowych. W moim przypadku "zachcianką" były pomarańcze w dowolnej postaci i nieograniczonej ilości. Moje zachowanie przypominało reakcję psów Pawlowa - ślinotok i nieodparta pokusa wypicia soku na samo słowo "pomarańcza".
-Senność-
Senność chyba dopadła mnie po urodzeniu Dzieka. W czasie ciąży nie cierpiałam na narkolepsję jak niektóre damy. Musiałam wstawać o 6.30, jadłam śniadanie, ćwiczyłam 30 minut, szybki prysznic i byłam gotowa do działania. Chodziłam spać o 22 więc nieco wcześniej niż zwykle.
- "ja nie mogę gotować bo jest mi niedobrze"-
Szczerze - bzdura i wygoda na którą mogą sobie pozwolić tylko Panie posiadające kucharkę lub nadmiar funduszy na obiadki z restauracji. Przez cały Nasz związek gotowałam obiady, bo lubiłam. Nie miałam zamiaru zmieniać przyzwyczajeń, choć rzeczywiście niektóre zapachy mnie odstraszały. Po kilku tygodniach nauczyłam się czego nie mogę gotować, żeby nie czuć się źle. Ot cały sposób. Z pewnością zrozumieją mnie kobiety, które mają oprócz "brzusznego pasożyta", skrzata - który jeść musi, a jeszcze sam sobie nie zrobi.
Są to chyba główne dolegliwości przyszłych Matek Polek. Napisałam ten post, bo sama szukałam wśród innych kobiet informacji na temat tego jak wygląda pierwszy trymestr. Byłam przerażona opowieściami i wizją siebie samej - męczennicy z rosnącym brzuchem.